Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

ne żwirem; rzadko, coraz rzadziej siedzą oliwki, częściej pinje.
U góry przejasne, niezgłębione niebo.
Chciałoby się tu zostać przez chwilę w wielkim spokoju, przylgnąć piersią do białych kamieni, słuchać. Możeby się odczuło duszą, jak z ziemi mówią — wieki...
Nagle po prawej stronie błysnęło rozlewem szafiru. Znowu toń. Widać zatokę Sarańską... Jakże ukochana jesteś przez błękit mórz, ty, Hellado!...
Jedziemy niedaleko brzegu.
Wśród kamienistej roztoczy ukazała się jeszcze odległa Megara. W białem świetle bezdrzewne, białe, skupione, o płaskich dachach miasto. Zda się, nigdzie zieleni. Widzimy gród w oddali na prawo, ale tor kolejowy zwrócił się raptownie, więc przy zbliżeniu Megara ukazuje się nam po przeciwnej, lewej stronie.
Dziwnie kołacze serce od dźwięku tych nazw — tak znanych...
Pociąg bieży; występują i giną coraz to nowe kamieniste i jasne zjawy; można się zapamiętać w patrzeniu, można zapomnieć, w jaki sposób jesteśmy unoszeni; zostaje tylko wrażenie śpiesznego ruchu. Zaszumiały mijane drzewa; przelotnie chwycony słuchem szum przejmujący, głęboki: Eleuzis...