mroku. Piętrzy się zwarta, potężna masa. Przytłumiony głos morza szumowi drzew odpowiada.
Posąg Demetry ukryty jest w głębiach świątyni, na miejscu uwielbianem przez wieki. Tam wykwintność kształtów rzeźbionych z kości słoniowej i zaduma królewskiego oblicza...
Od niepamiętnych czasów stoi ten gród w Eleuzis i niewzruszenie osłania odprawowane we wnętrzu swem tajemnice. Zasię od trzech stuleci również niewzruszenie spogląda na wzrost stopniowy niebezpieczeństwa, które go wreszcie wygładzi z oblicza ziemi.
Jest schyłek czwartego wieku nowej ery i panowanie Teodozyusza. Imperyum rzymskie, które się jutro rozpadnie, dziś jeszcze zdaje się dzierżyć pod sobą świat. A chrystyanizm, który przedwczoraj nie istniał, a wczoraj był odrobiną, rozkorzenił się wszechpotężnie po wszystkiem cesarstwie, zaś jutro je przeżyje.
Wzdyma się młoda siła, osiągająca nad światem panowanie.
Gród Eleuzyjski patrzał na to i trwał. Zdawało się, że na frontonie świątynnym leży jakowaś spokojna zaduma, świadcząca: „wiem o nieskończoności, w której się wszystko pomieścić może i zestroić...”
Ale oto wydany jest edykt cesarza Teodozyusza, nakazujący ostateczne zniweczenie
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.