starego obrządku i opróżnienie chramu. A potem przyjdzie zagłada...
Widzę w tę noc przedzgonną twarz ostatniego już hierofanta, ostatniego z tych Eumolpidów, którzy straż i kapłaństwo sprawowali w Eleuzis, przez długie wieki.
W wielkim przedsionku „Filona“ jest prawie ciemno. W świetle lampy zaledwo się wyróżniają zarysy dwunastu potężnych kolumn doryckich. W głąbi dwoiste drzwi są otwarte, za niemi „telesterion“ tonie w zupełnej nocy.
Migotliwy płomień pada na twarz hierofanta. Postać schowana w mroku, głowa widnieje, jakby się unosiła w przestrzeni. Patrzy i cierpi...
Całe dotychczasowe dzieje Eleuzis streściły się i wyraziły w tej twarzy. Ściągłe rysy męczeńsko drgają. Najwymowniejsze są oczy, gorejące nieukojeniem tęsknoty.
A przecież teraz te oczy spoglądać muszą w oblicze nacierającej, nieuchronnej zagłady. Piętrzy się moc niszcząca: edykt cezara, nienawiść wyznawców nowej wiary, łupiestwo hord Alaryka, ruina, straszliwość pustki i zapomnienia; wszystko, co przyjdzie w niecofnionej kolei, ukształtowało się w zwartą okropność przytłaczającej zjawy.
W oczach gniewu nie widać. Jest ból i na początku zdumienie, pytające: dlaczego? Bo
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.