ani strzeliła jako wyniesione święcie
kolumny Parthenonu, których blask porusza
samo zazdrośne słońce... Nie lśni się dotknięcie
błękitnych fal, gdy płynie okręt Tezeusza...
Jakiż to świat? Ból targnął. Bólem z serca wtórz...
Legło ogromne, tęskne pole płowych zbóż.
Oto jest źrałość twoja w cudotwórczej chwili!
Już ci nie dźwignąć duszy ciężkiej takim plonem.
Na mgnienie jedno słabość jako lęk cię chyli...
I wstała moc! Pojmujesz, co tam w głąb złożonem
i jacy gońce wieków tajną wieść znosili,
ażeby pierś zadźwięczeć mogła tak zagonem
grających kłosów żytnich i być znagła niwą
złocistą w cieniu kosy śmiertelnej — i żywą.
Szumią pinje; ołtarzem jest cieniste wzgórze.
W pomroku nocy pacierz nieustannie wstaje
i nieustannie czczony bóg przepływa w chmurze,
wieczysty Czas w nieścigłe uchodzący kraje.
Przy drogach schną — na krótko rozkwitnione róże,
nim wybrzmiał szept ich: „oto się wiosennie maję...“
Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.