Hellado! w lat przestworzu, w chwil bezbrzeżnej toni
Ziemia Polska ku tobie snop dojrzały kłoni.
Kosa śmierci nad polem naszem cień swój ściele
długi, ostry, już zdawna zwrócon na tę stronę...
A wszakże rośnie chyżo młode, żytnie ziele
i w lipcu ma wejrzenie słońcem ozłocone;
przepyszne stoją łany, boga dnia czciciele;
radośnie rwą poblaskiem czarny cień, osłonę...
Przedziwny kraj, gdzie falą oddech pól się zrywa
i twarzą w twarz ze śmiercią — ziemia taka żywa!
Miłująca młodości chwałę niesczerpaną,
wielka pani tajemnic szczęścia i tworzenia,
Hel1ado! K’tobie pokłon kłosów, które rano
czarowny uśmiech słońca jak bóg rozpromienia.
Ku tobie głos, gdy duszy w źrałej chwili dano,
że sławą zbóż wykwitły tęskne jej pragnienia...
Upadły łzy... Najsłodszy zmierzch w sennej dolinie;
szumią pinje i pachną; czas nieścigły płynie.