Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/115

Ta strona została przepisana.

Pewnej niedzieli radczyni oświadczyła Kacprowi, że pojedzie z nią i z dwoma synkami generała Hartung na piknik w lesie. Zażądał, aby zabrano i maą Beholdównę. „Bo inaczej nudzić się będzie w domu“.
Opanowawszy gniew nań z powodu „mieszania się do nieswoich rzeczy“, ujęła między palce lok na jego głowie i rzekła: „Jeżeli będziesz na tem nalegał, obetnę ci włosy!“
Wyrwał się jej. Oczy zapłonęły mu dziko:
— Nie tak blizko! I nie obcinać — proszę!
— Oho, złapię cię, mały tchórzu! — ozwała się, żartując wymuszenie. Jeszcze jeden sprzeciw, a podejdę z nożycami.
Podczas jazdy powozem synowie generała, nieco młodsi od Kacpra, natrząsali się zeń miłym zwyczajem kolegów szkolnych, gdyż wystawiano go zawsze, jako cudowne zwierzątko.
— Oho, słyszymy już muzykę! — mówili.
— Ja nie nie słyszę i nie wierzę, że słyszycie. Za to już widzę przed lasem chorągiewkę.
— I my także!
— Czy tak?... Jakiego jest koloru?
— Jeden odrzekł: „czerwona!“ — drugi: „niebieska.“
— Nieprawda! bo biała z zielonem.
Kiedy podjechano, okazało się, że Kacper miał słuszność. Malcy, którym zdawało się, że skompromitował ich przed panią Behold, poprostu znienawidzili go od tego momentu.