Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/136

Ta strona została przepisana.

wspaniale zastawionego stołu. „Ale wina pić nie będę!“ — oświadczył żywo Kacper.
— A cóż uczynisz, gdy niebawem podróżować będziemy przez kraje południa, gdzie zapach wina unosi się nad pagórkami, strojnemi w winorośle? — spytał lord.
— Alboż my naprawdę pojedziemy razem? — wytrzeszczył chłopiec zadziwione oczy.
— Oczywiście! Nie zostawię cię tu, gdzie tylu krzywd doznałeś!
— A więc... naprzód!... W dal! — zaklaskał chłopiec w ręce.
I naraz radość na jego twarzy zgasła.
— Ale czy oni pozwolą? — zapytał bojaźliwie.
— Muszą!... Twoja droga idzie ponad nimi! — odparł z powagą lord.
Kacper pobladł. Nadzieja i zwątpienie walczyły w jego sercu. Z miną błagalną zwrócił się nagle do lorda Stanhope:
— Panie hrabio! A czy zaprowadzisz mnie do matki?
Anglik zwiesił głowę posępnie.
— Kacprze! Tu jest straszliwa tajemnica. Będę mówił — muszę mówić — ale ty winieneś milczeć przed wszystkimi o tem, co ci powiem. Podaj mi rękę! Przysięgnij! Nięszczęsny szczęśliwcze! Wiedz o tem, że Opatrzność wybrała mnie, abym cię zaprowadził do matki!
Łkanie wstrząsnęło chłopcem.
— Jak mam nazywać ciebie? — spytał uroczyście, czując, że nowy związek wymagał nowego wyrazu.