Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Uderzał w godzinie wieczornej dzwon z wieży — i Kacper uczuwał przyśpieszone bicie serca: wracały wspomnienia przeżytej w murach więziennych grozy — przerywało się upojenie pogawędki przyjacielskiej... Przecież tylko na krótki moment!
Lord był nieznużony w opowiadaniu o dziwach krajów, z których przybywał. Posiadał dar malowania rzeczy prostemi a pięknemi słowy. Kacper dowiedział się o górach Alpejskich, na których leżą wieczne śniegi, i o zielonych dolinach, gdzie mieszkają wolni ludzie. Sam wyraz „Italja“ tchnął dlań czarem. Niby bajka brzmiały dlań opowieści o wspaniałych posągach, laurach, pomarańczowych drzewach, ogrodach, pełnych róż... o wiecznie błękitnem niebie! Widział wyobraźnią szumiące morze i białe żagle na falach...
Czasem śmiał się — taką rozkoszną nadzieją tchnęła myśl, że wszystko to kiedyś zobaczy. Ale z radością nadziei mieszał się ból — ból tęsknoty. Bo kiedyż tam pojedzie?...
Pewnego dnia w hotelu lord otworzył wielkie szkatuły i pokazał mu skarby, które zebrał: były to rzadkie monety, sztychy, kamee, perły, wianek poświęcony z grobu Chrystusa, starożytna Biblja w kosztownej oprawie, sztylet Damasceński, sygnet papieski, indyjska szata, lampa pompejańska, porcelanowa statueta z Sèvres i t. d. Z wszystkiego unosił się zapach dalekich krajów i odległych czasów...