Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/159

Ta strona została przepisana.




Część druga.
Rozmowa pomiędzy kimś, co pozostaje zamaskowany, i kimś, co odsłania oblicze.

Kiedy lord Stanhope przestępował próg hotelu, w którym zamówił sobie apartamenty, zatrzymał go z pełną uszanowania miną oficer żandarmerji Hickel. Przypomniał, że miał zaszczyt widzieć lorda przelotnie w domu rotmistrza Wesseniga, i oświadczył, że zgłasza się do usług Jego Ekscelencji w nieznajomem Mu mieście. Było tyle gotowości w bystrych oczach rumianego żandarma, że lord przyjął ofiarowane mu usługi na przypadek potrzeby, dziwiąc się w duchu, że już w pierwszej chwili zjawiał się tutaj ktoś na jego drodze — pomocnik, a może zarazem szpieg?...
Po obiedzie wdał się w rozmowę z właścicielem hotelu. Ten rozwodził się z żalem nad dawnemi czasy, kiedy w Ansbach był dwór książęcy, kiedy tak pięknie tańczono menueta w pałacyku, zbudowanym w stylu rococo. Od czasu, kiedy burza wojenna wymiotła dwór, miasteczko stało się „cuchnącem gniazdem szczurów.“
— Cóż z tego, że pozostał tu tak szumnie zwany senat apelacyjny? Jest to nora atramentowa, jama paragrafów — nic więcej!“