Chcąc odpędzić przykre myśli, lord Stanhope za powrotem do hotelu zajął się ćwiczeniem w fechtunku. Naraz zameldowano mu porucznika Hickla. Obcesowa poufałość rozsiadającego się w fotelu gościa podrażniła hrabiego. Spytał chłodno:
— Dlaczego pan zaofiarował mi pomoc w uzyskaniu audjencji u prezesa Feuerbacha?
— Nie rozumiem wymówki, skoro milord z tej pomocy skorzystał — uśmiechnął się Hickel.
— Hm! — przygryzł wargi lord. Ale swoje pośrednictwo spowija pan w jakąś tajemniczość...
— Bynajmniej! Milord je przecenia... Zresztą wszystko zależy od tego, o ile pan hrabia zechce być otwarty zemną.
— Ja? Z panem otwarty?...
— Ba! nie nalegam... Chciałem tylko zaznaczyć, że umiem być dyskretny.
— Pan zadaje mi szarady... To raczej ja mogę żądać, aby pan się odsłonił przedemną.
— Ja nie mam nic do ukrycia — zimno odparł oficer. — Poszukiwano człowieka, który potrafiłby usłużyć należycie gościowi naszego miasta. Moje zasługi w służbie policyjnej — względy, któremi