Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/194

Ta strona została przepisana.




Modlitwa do słońca.

Kacper przybył rankiem do Ansbach. Lord Stanhope przyjął go w swoim salonie w hotelu. Rozpytywał chłopca, jaką miał podróż. Chłopiec odpowiadał tonem przyjaznym, a powściągliwie. Jeno oczy jego patrzyły, na lorda jakoś obco. Tego niemego wyrzutu hrabia lękał się najbardziej. Był rad, kiedy porucznik Hickel zjawił się, prosząc o chwilkę rozmowy w sąsiednim pokoju. Odetchnął lżej.
Pod jego nieobecność chłopiec zdjął pierścień z palca i położył na kartce, na której zaczął pisać coś po angielsku. Lord powrócił i rzekł:
— Hill zawiadomił mnie, że twój przyszły nauczyciel przygotował pokój dla ciebie. Dobrze byłoby, abyśmy zaraz poszli go obejrzeć.
— Dobrze! — potwierdził Kacper obojętnie.
— Pojedziemy, aby uniknąć gapiów. Czy wolisz udać się pieszo?
— Pieszo. Niech ludzie widzą, że chodzę, jak wszyscy, na dwóch nogach.
Lord postrzegł pierścień na stole. Brwi zmarszczył. Zaniechał jednak pytania. Zamknął klejnot do szuflady. I rzucił sucho: „jestem gotów.“