W ciągu następnych tygodni obiegały miasto dziwaczne pogłoski, których źródła niepodobna było nigdy odnaleźć. Mówiono, że prezes Feuerbach padł ofiarą jakiegoś spisku, że w spisku tym brał udział sam lord Stanhope i — co najdziwniejsza — wreszcie rozgłoszono, że lord zamierza wystąpić z procesem przeciw Kacprowi Hauserowi o oszustwo i już zapewnił sobie pomoc wybitnego adwokata. Nazwisko poprzedniego bożka salonów w pewnych sferach wymieniano teraz ze wstrętem.
Zatrwożona owemi pogłoskami pani Imhoff odwiedziła Kwanta, aby zapytać go, co o tem sądzić należy. „Jest prawdą — rzekł — że karta odwróciła się. Lord Stanhope uznaje obecnie Kacpra za zwykłego oszusta.“ Była rażona jak gromem. Odeszła bez słowa.
— Aj! te czułe duszyczki — drwił z tego powodu Hickel, omawiając z Kwantem zmiany w losie Kacpra. Porucznik był teraz stale w świetnym humorze. Wynajął sobie lokal na pryncypalnej ulicy i żył, jak wielki pan. Mówiono, że wygrywa w karty olbrzymie sumy. Inni szeptali o jakichś ciemnych źródłach jego dochodów.