światła, odemknął powieki. „Ty“ pouczał go przykładem i popchnięciami, jak się chodzi. Kacper, drżąc i chwiejąc się, próbował stąpać, patrząc na ziemię. Świeże powietrze odurzało go mnóstwem zapachów. Znów popadł w sen.
Nie wie, jak długo spał. Ani wie, ile razy próbował chodzić, nim znowu zapadła ciemność. Zdaje się, nocą znajdowali się w lesie. Zresztą nie pamięta drogi, nie wie, czy dokoła były drzewa, łąki, domy. Wie jeno, że to bywało ciemno, to znów błękitniało. Raz wydało mu się, że jego przewodnik zlewa go wodą. Ale ów pokazał mu niebo i rzekł: „Deszcz! deszcz!“
Nie wie, jak to długo trwało, ile dni i nocy, ale kilkakroć układał się na spoczynek. Strach przemagał jego znużenie. Nieznajomy karmił go chlebem i poił wodą podobnie, jak to czynił był w więzieniu. Koił jego lęk wobec nowych zjawisk — gwizdu wiatru, głosów zwierząt — obietnicą dania nowych, ładnych koników.
Wreszcie po dłuższym czasie, gdy Kacper uszedł spory kawał drogi, wskazał ręką przed siebie i rzekł: „Duże miasto.“ Niezadługo potem kazał mu przystanąć i dał mu jakiś papier ze słowami: „Każ zaprowadzić się tam, gdzie adres wskazuje.“
Chłopiec postąpił kilka kroków — obejrzał się. Jego przewodnik znikł bez śladu. Był oszołomiony. Teraz posypało się nań mnóstwo przerażeń. Uczuł nagle kamienie pod nogami. Namacał wysoki mur. Chwytał się go, aby nie upaść. Ujrzał mnóstwo ludzi. Otoczyli go z krzykiem, szarpali, ciągnęli. Nikt nie rozumiał, co on mówi, kiedy starał się wyjaśnić,
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/33
Ta strona została skorygowana.