że chce spać. Śmieli się, kiedy, im opowiadał o koniku i o swoim tatusiu, kiedy skarżył się na krew, cieknącą z pokaleczonych stóp. Potem znalazł się znowu gdzieś na słomie — zasnął. Obudzono go. Jacyś straszni ludzie powlekli go, choć się opierał — usłyszał bicie zegara na wieży i zdjęty był ponownie okrutnym przestrachem. Płakał, chciał uciec — ale poprowadzono go wysoko — i zamknięto. Na szczęście powiedział: „Chciałbym być takim jeźdźcem jak tatuś“ — i dobry człowiek, który go pilnuje, dał mu konika podobnego do tego, jakiego już miał kiedyś w swojem czarnem więzieniu. Dotknął siennika, a usłyszawszy szmer taki sam, jaki wydawała słoma w jego dawnem mieszkaniu, uspokoił się i zasnął.
Potem przychodziło doń wiele ludzi. Mówił im: „Chciałbym być takim jeźdźcem jak tatuś“, a to znaczyło teraz, że prosi o wodę, albo: „Każ zaprowadzić się tam, gdzie wskazuje adres“ — a to teraz miało sens: „Proszę o tę piękną rzecz, co tak ładnie dzwoni na wieży”; ale nikt go nie chciał zrozumieć. Mówił także: „Dać konika“ — sądząc, że przyjdzie zaraz potem człowiek, który go opuścił i pomoże mu. Ale tamten nie przyszedł; zaś wszyscy inni dręczyli go, mówiąc doń coś, czego nie rozumiał, jak oni jego rozumieć nie umieli. Tylko dzbanek pojmował jego słowa: „Chcę być jeźdźcem, jak tatuś“, bo kiedy je wyrzekł, woda popłynęła mu do ust — o to właśnie w tem zdaniu teraz chodziło.
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/34
Ta strona została skorygowana.