wołał w formie, dowodzącej, że nie opanował jeszcze wszystkich arkanów gramatyki.
Nauczyciel wyjaśnił mu, że przecież on, Kacper, rósnie, zmienia się z każdym dniem i kiedyś zestarzeje się, będzie miał siwe włosy i czoło, zryte zmarszczkami. Na to chłopiec bladł, łkał wylękniony i błagał Daumera, aby zapobiegł tej przemianie. Daumer szepnął siostrze, aby przyniosła z ogrodu świeży pączek i różę więdnącą. Wyjaśniał chłopcu różnicę tych dwóch stanów rozwoju. „Nie! — przeczył chłopiec — to ty sam zepsułeś różę, połamawszy jej nogę.“
— Nie! zwiędła, ponieważ urosła. A rośnie się, ponieważ się żyje.
Nowy świat wrażeń pochłonął chłopca. Jakto, kwiaty i drzewa żyją?! Więc kto wyrzynał listki? I po co jest ich aż tyle?!
— Urosły! — brzmiała odpowiedź, która przecież nie zadowolniła pytającego.
— A ten stary kamienny posąg w ogrodzie, który ma twarz człowieka, czy także żyje? Dlaczego jest taki blady i brudny? Czemu nie jest zmęczony, chociaż ciągle stoi?
Trzeba było pomacać figurę, gdyż nie wierzyło się niczemu bez dotknięcia. Właściwie chciało się ją dostać w darze, aby zobaczyć, co jest wewnątrz. „Coś“ jest zawsze poza „czemś“. Oto jabłko spadło z gałęzi i potoczyło się. „Dlaczego tak ucieka?...“ Daumer rozkrajał jabłko ku przerażeniu chłopca okropnie ostrym nożem. Ukazał mu skręcającą się liszkę we wnętrzu owocu.
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/49
Ta strona została skorygowana.