szności badania rzeczy, ukrytych przez bóstwo przed ludźmi.
Kacper biegł ze skargą na tę odpowiedź do Daumera. Ów tłumaczył mu, że bywają tajemnice niezgłębione, z któremi najlepsza wola poradzić sobie nie może. Na ufnych w Bogu spływa naraz łaska oświecenia. — Zważ, Kacprze, najbliższy przykład — swój własny los. My wszyscy nie rozumiemy, skąd przyszedłeś, kim jesteś, a jednak mamy nadzieję, że Wszechmoc i Sprawiedliwość Boża pewnego dnia przyniesie nam rozwiązanie.
— To nie Bóg wtrącił mnie do piwnicy. Ale źli ludzie to zrobili! — wołał Kacper. I dodawał z bezradną męką: „Pan kandydat raz mi powiada, że Bóg dał ludziom wolę czynienia źle, a drugi raz, że karze ich za złe czyny, którym mógł był sam zapobiedz! Poprostu czuję się po tych wykładach głupszy, niż byłem...“
W pewne Marcowe popołudnie Daumer siedział przy biurku w mocno przygnębionym nastroju. Myślał o tem, że „wydarto mu Kacpra, że go poszarpano na kawałki“. Pod wpływem tej ciężkiej myśli zaniedbał ostatniemi czasy kontynuowania pracy, obrazującej rozwój duszy Kacpra. Przewracał karty bruljonu, w którym mieściły się uwagi na ten temat, próżno szukając dalszego wątku.
W tem doznał przerażenia. Do pokoju wpadła siostra w salopie i kapturku wprost z ulicy i już od progu krzyczała zadyszana:
— Wiesz?!... Wiesz, co mówią o Kacprze?!
— Uspokój się!... Cóż takiego?
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/76
Ta strona została przepisana.