Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/79

Ta strona została przepisana.

Owego wieczora w mieszkaniu Daumera panował nastrój wyczekiwania. Kacper zdziwiony był, że domownicy zatrzymywali na nim badawcze spojrzenia i zbywali krótko jego pytania. Ale w tych spojrzeniach była czułość; głosy brzmiały serdecznie. Wziął, jak zwykle, przed snem, książkę z bibliotecznej szafki. Czytając naraz krzyknął radośnie: „Co za piękne słowa!”
„Wszystko, co nocy ukrył mrok,
„Na jaw wywoła słońca wschód!
— Jakże to cudownie brzmi! Jakie to mądre! — wołał z zachwytem.
Kiedy odszedł, pożegnawszy ich życzeniem dobrej nocy, wszyscy troje podzielili się uwagą:
— Niepodobna nie pokochać tego chłopca! Nigdy się nie nudzi. Nigdy nie sprawia nikomu kaprysami przykrości!
Zebranie następnego dnia miało przebieg nieco skandaliczny. Pfisterle — przybywszy wcześnie — wbrew skrytemu niezadowoleniu gospodarza, zasiedział się aż do wieczora, znęcony zapowiedzią przyjazdu poczytnego romansopisarza z północnych Niemiec, profesora Akademji w Lipsku i baronowej Holstein.
Akademik, który znalazł się w Norymberdze przejazdem do Rzymu, a dlatego miał sławę „znakomitego podróżnika“ przemawiał do Kacpra podniósłszy głowę, jakby z wysokości wieży.
— Pojawiłeś się zatem u nas z miejsca, gdzie było zupełnie ciemno? — zapytał tonem drwiącym.