Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/80

Ta strona została przepisana.

— Zupełnie ciemno! — potwierdził dobrodusznie Kacper.
— Że też ludziska są tak łatwowierni, iż gotowi są wierzyć we wszelkie głupstwa! Nawet w książęce pochodzenie podrzutków! — zauważył z uśmiechem romansopisarz.
Daumer nie wytrzymał, wybuchnął nareszcie:
— Co panów upoważnia do kpin ze mnie w moim domu?!
— Ba! łaskawco — odparł akademik — to, że kraj cały karmi się najgłupszemi bajdami z Twojej... inicjatywy. Poczciwy Niemiec zawsze jest ofiarą miłości do awantur w stylu Cagliostra. To jest godne pogardy!
— Oczywiście nie ganimy pana! — wtrącił pojednawczo znakomity pisarz. Pan, Mości Daumerze, padłeś ofiarą łatwowierności, jak inni. Wiemy, że działałeś w najlepszej wierze.
Teraz Pfisterle dał upust swojej namiętności. Waląc kułakami po stole, wrzeszczał:
— Znam was wszystkich, którzy krzyczycie: „tu niema nic, ponieważ my nic nie widzimy!“... I dlaczego to pani baronowa raczyła sceptycznie uśmiechnąć się, kiedy tu napomknięto o pochodzeniu książęcem podrzutka?... Do stu djabłów! czy za kulisami dworów książęcych nie zachodzą rzeczy, które drżą przed wyciągnięciem ich na światło dzienne?!... Czyż nie zostało u nas przynajmniej tuzin ludzi, którzy pamiętają jeszcze, jak przeleźli z odważną chorągwią wolności przez komnaty pałaców i jaskrawemi pochodniami oświetlili te gniazda kłamstwa