wielką ilością czasu, niemal od progu rzucił lakonicznie słowa: „Dobrze, panie Wurm, że zastaję cię tutaj. Zaraz pogadamy!“ Lecz nim jeszcze, za zezwoleniem gospodarza, wyszli obaj do gabinetu, Kacper podbiegł do barona Feuerbacha i wyciągnął doń rękę, którą ów zatrzymał w długiem uściśnieniu. Chłopiec zapamiętał bowiem ciepłą, suchą, serdeczną dłoń dostojnego pana jeszcze z czasu jedynej z nim rozmowy na wieży; nieraz ją wspominał, gdy dotykał tylu innych, niemiłych rąk!
Goście — sceptycy byli skonfundowani serdecznością tego powitania. Pożegnali szybko gospodarza niskiemi ukłonami, wyrażając niejako przeproszenie za swoje nietakty. Wizyta prezesa trybunału wskazywała inny stosunek do pupila Daumera. „Coś w tem jednak musi być!” — mówiły ich oczy. Pfisterle oddalił się z miną triumfującą. Pozostał tylko Tucher.
Niebawem Feuerbach i Wurm powrócili z gabinetu. Pierwszy ujął łagodnie Kacpra za podbródek i odchylił jego głowę. Drugi świecił lampą w twarz chłopcu. Feuerbach wpatrywał się weń długo. Szepnął do Wurma:
— Nie ulega wątpliwości!... To są te same rysy!
Stanął zamyślony przy oknie — powtarzał cicho do siebie:
— Rysy i sny — rysy i sny... tak, to są dwa ważne dowody!...
Naraz zwrócił się do czekającego w milczeniu gospodarza:
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/82
Ta strona została przepisana.