To słowo, które dla jednych może jest pustym dźwiękiem, dla innych hieroglifem, pod który można bylejaki sens podsunąć, — dziecięcopięknej duszy Kacpra wydało się tak pełnem treści, tak ogromnie znaczącem, że nazajutrz rankiem zapisał sobie na pierwszej karcie albumu te trzy słowa: „Ach, człowieku, człowieku!”... Było w tem dlań jakieś mistyczne zaklęcie. I w dziecinnym uporze przysiągł sobie, że albumu swego, rozpoczętego takiem zaklęciem, nie pokaże nikomu, prócz matki!
Zdarzyło się, że wkrótce potem dwie księżniczki Kurlandzkie, przyjaciółki Feuerbacha, odwiedziły dom Daumera. Mówiono o portretach prezesa.
— Pokaż paniom album — rzekł nauczyciel do Kacpra. Jest tam doskonały wizerunek barona Feuerbacha.
— Nie pokażę nikomu! — rzekł Kacper twardo.
Daumer był rażony niegrzecznością chłopca wobec dam. Ale uporu jego nie mógł złamać. Po odejściu księżniczek zapytał łagodnie:
— A mnie też nie pokażesz albumu..., gdybym cię nawet o to poprosił?
Kacper zarumieniony pośpieszył odpowiedzieć:
— O, pan mnie o to nie poprosi!...
Była w tem nuta błagania. Wzruszony Daumer nie nalegał.
W jaki tydzień potem zjawił się u Daumera burmistrz. Minę miał tajemniczą. — Profesorze! — rzekł — mam ci zakomunikować rzecz
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/94
Ta strona została przepisana.