nad ranem, Anna, wychodząc z matką na targ, rzekła do brata: „Dopilnuj Kacpra; jest dzisiaj dziwnie niespokojny!“ Daumer doznał skrycie drgnienia radości: „Aha! coś już przeczuwa!“
Usiadł w sąsiednim pokoju o 11-ej w ten sposób, aby mógł skrycie obserwować w wielkim zwierciadle ruchy chłopca. Radował się w duszy. Widział, że chłopiec kręci się po pokoju — wciąż dochodzi do szuflady, otwiera ją i zamyka. Oczekiwał efektu lada chwila. Ale jakkolwiek Kacper był w istocie niezwykle dnia tego zdenerwowany, to przecież był też zdala od urzeczywistnienia cudu, zadanego mu przez profesora. Termin minął. Daumer czekał jeszcze. Ale chłopiec nacisnął czapkę na oczy i wybiegł do ogrodu. Ani mu przyszło do głowy, że owej chwili ważyły się i rozstrzygnęły jego losy.
Daumer z początku był zbolały — zawstydzony. Naraz padła nań kamienna obojętność. Zadecydował niezłomnie: rozerwie pochłaniajacy tyle czasu i sił duchowy związek z Kacprem i poświęci się swoim dawnym spokojnym trudom. Koniec badaniom zagadki, która brukała się i powszedniała, lub co najwyżej przyrzekała sensację, godną ciekawości tłumu, niegodną czystej myśli filozofa!
Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/96
Ta strona została przepisana.