Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

częto dalszą podróż w tym samym, raz ustalonym, kierunku.
Sokole Oko rzucał coraz niespokojniejsze spojrzenia na okolicę, nie mogąc wykryć najmniejszych śladów pobytu Przebiegłego Lisa i jego branek.
— Kiedy rozpoczynałem wczoraj pościg — rzekł w zamyśleniu, — byłem pewny, że Magua musi obrać ten kierunek. Teraz widzę, że może zbyt pohopnie powziąłem postanowienie, gdyż przebyliśmy już wiele mil, nie natrafiając na najmniejsze ślady.
— Byłoby bardzo smutną rzeczą, — odpowiedział Dunkan — gdybyśmy musieli rozpoczynać naszą wyprawę od początku. Każda chwila jest droga.
Nagły okrzyk Unkasa, który badał teren nieco zboku, zwrócił uwagę wszystkich na młodego mohikanina. Pośpieszono na wskazane miejsce; wyraźnie w miękkim gruncie znać było ślady nóg ludzi i koni, prowadzące na północ.
— Wspaniale! — wykrzyknął uradowany strzelec. — Mamy już teraz całkowitą pewność, że jesteśmy na tropie. Magua najwidoczniej oszalał, gdyż nie przedsiębrał żadnych środków ostrożności. Nie wie, widocznie, że śledzą go trzy pary oczu, najbystrzejszych w tym kraju.
Dobry nastrój Sokolego Oka i jego towarzyszy podziałał na pułkownika Munro i Dunkana; w serca ich wstąpiła znów nadzieja. Łatwiej pokonywali tru-