Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Już dobrze, dobrze — przerwał mu strzelec. Ponieważ kukułka podoba ci się, przeto trzykrotny głos kukułki będzie naszem hasłem. Gdy usłyszysz go trzykrotnie, śpiesz do lasu na miejsce, z którego będzie dochodzić. Czyś zrozumiał, przyjacielu?
— Oczywiście, oczywiście! — odpowiedział Dawid głosem, wykazującym całą jego gotowość do usług.
— Doskonale — zawołał Heyward stanowczo — ja pójdę razem z nim.
— Co? Chce pan udać się do wsi hurońskiej? — zawołał zdumiony strzelec. — Czy się panu już sprzykrzył widok słońca?
— Ależ i ja mogę przecież, udawać błazna, czy głupiego, jak Dawid, wogóle mogę robić, co tylko będzie potrzeba — zapewnił major. — Przyjdzie mi to z tem większą łatwością, że za wszelką cenę pragnę wyrwać moją narzeczoną z rąk tych potworów. Proszę mi nie czynić żadnych trudności, moje postanowienie jest nieodwołalne. Proszę mnie pomalować i przebrać na wędrownego kuglarza i znachora.
Strzelec zgodził się na ten ryzykowny plan majora z wielką niechęcią, ale jego opór nie zdał się na nic. Doświadczony Czingaszguk, który stale nosił wszelkie przyrządy do malowania w swej torbie podróżnej, pomalował twarz majora w różne kreski i punkty, tak iż nawet jego najbliżsi nie byliby go poznali. Ten ubiór przemienił jego postać tak dalece, że można rzeczywiście było wziąć go za wędrownego