Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

złe zamiary przeciwko uniżonemu słudze Bożemu, to wysłuchaj naprzód pieśni króla Izraelskiego i zastanów się nad tem, co czynisz.
— Uspokój się, mój kochany, jestem przyjacielem — powiedział strzelec, odsłaniając swoją twarz — zachowuj się cicho i prowadź do Unkasa.
W drodze strzelec udzielił Dawidowi najpotrzebniejszych wyjaśnień, poczem obaj zbliżyli się do chaty, w której leżał spętany mohikanin. Przed wejściem stało czterech wojowników, pełniących wartę.
— Delawarowie są babami — odezwał się Dawid do wartowników, tak, jak go pouczył Sokole Oko. — Czy moi bracia chcą usłyszeć, jak Rączy Jeleń zacznie płakać i tęsknić za swojemi spódnicami? Czy chcą ujrzeć, jak przywiązany do słupa, będzie narzekał i jęczał? Nasz mądry czarodziej chuchnie na tego psa i odbierze mu wszystką odwagę.
Huroni przystali na tę propozycję i niebawem niedźwiedź i śpiewak znajdowali się w chacie, którą wartownicy opróżnili, bojąc się, aby i na nich nie podziałały czary. Unkas, który ze spętanami rękoma i nogami leżał na ziemi, poznał, że pod futrem niedźwiedziem ukrywa się człowiek. Obojętnie odwrócił twarz swoją ku ścianie, ale gdy niedźwiedź ozwał się sykiem węża, zaczął słuchać uważnie. Jeszcze raz odezwał się syk, głośniej i wyraziściej. Unkas wyprostował się, a z jego ust spłynęło słowo: Hu!
Sokole Oko szybko przeciął więzy, któremi był