Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

strawę, zaś wojownicy ostrzyli broń przed wyruszeniem na polowanie.
Nagle na polu przed wsią ukazała się wyniosła postać hurona, którego rysunek wymalowany na twarzy, wyrażał pokojowe zamiary. Był to Magua, który dumnym krokiem dążył do wsi pozdrawiając napotkanych wojowników, a nie zwracając zupełnie uwagi na kobiety.
Wszystko we wsi ucichło przy nadejściu Przebiegłego Lisa, tak, iż nic nie było słychać, prócz brzęku ozdób metalowych na rękach i na szyi Magui oraz dzwoneczków, które miał na mokasynach. Magua podszedł do gromadki wojowników, którzy stali na placu między domem narad. Wojownicy przyjęli go grzecznie, ale chłodno i powściągliwie.
— Przybył mądry huron — powiedział jeden z wodzów, zwany Twarde Serce. — aby z braćmi swoimi, delawarami, spożyć posiłek.
Magua, czyniąc zadość wezwaniu wodza, który go witał, udał się z nim do chaty, aby zjeść ulubioną potrawę delawarów. Za nim pośpieszyło kilku starszych wojowników. Rozmowa w czasie biesiady toczyła się rozważnie i rozmówcy byli bardzo ostrożni w doborze słów.
— Czarnowłosa dziewczyna, moja branka, znajduje się pod opieką moich braci — rzekł powoli Przebiegły Lis. — Jest z pewnością dla nich ciężarem.
— Jest pożądanym gościem — odpowiedział Twarde Serce.