Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy odwróciło się znowu od huronów oblicze naszego ojca kanadyjskiego? — spytał jeden z delawarów.
— Nasz kanadyjski ojciec nazywa huronów swemi najlepszemi dziećmi — odpowiedział dumnie Magua.
— Widziano w lesie obce mokasyny. Czy ślady obcych ludzi pozostały dla mego brata niedostrzeżonemi? — rozpoczął po chwili na nowo rozmowę Przebiegły Lis.
— Mój ojciec kanadyjski może przyjść, jego dzieci przywitają go życzliwie — odpowiedział wymijająco Twarde Serce.
Widząc, że nastrój delawarów jest dość wrogi, i chcąc pozyskać ich dla swych zamiarów, Magua rozwinął paczkę, jaką miał z sobą; pełno w niej było różnych błyskotek zrabowanych wychodźcom przy forcie Williama w czasie pamiętnej rzezi.
— Delawarowie mieli poważne powody, aby nie brać udziału w pochodzie — powiedział Przebiegły Lis, wskazując na przyniesione błyskotki — ale ich przyjaciele, huroni, pamiętali o nich i przysłają teraz część swoich zdobyczy.
Aczkolwiek przedmioty, które przyniósł Magua, miały bardzo małą wartość, dla delawarów były one prawdziwym skarbem. To też posmutnieli, znając zamiary hurona, a Twarde Serce rzekł chłodno:
— Mój brat jest wielkim wodzem. Delawarowie witają go chętnie.