cielem ma zostać niebawem. Dlatego też wybrałem pańskie szanowne towarzystwo, będąc zresztą pewien, że człowiek na takiem jak pan stanowisku zna doskonale drogę.
— Jest nam niezmiernie miło, że raczył pan wybrać nasze towarzystwo — odpowiedział major — Ale jakież jest pańskie stanowisko i zawód, o których pan mówił przed chwilą? Czy nie jest pan przypadkiem fechtmistrzem lub kartografem?
— Nie, panie — odpowiedział uroczyście nieznajomy — nie znam się na żadnej innej sztuce, poza spiewem bożym. Składam modły dziękczynne w formie pięknych psalmów u stóp Najwyższego.
— Człowiek ten zaczyna mi się podobać — powiedziała Alicja — Nie patrz nań ponuro, Dunkanie, biorę go pod swoją opiekę, gdyż muzyka i wszystko, co do niej należy, znajdzie we mnie zawsze protektora.
Major nie mógł odmówić prośbie swej narzeczonej i dawszy koniowi ostrogi, podjechał do Kory, która, nie czekając na ukończenie rozmowy, ruszyła w dalszą drogę, podczas gdy Alicja rozpoczęła pogawędkę ze śpiewakiem.
— Cieszę się — powiedziała młoda dziewczyna — że odnalazł nas pan. Sama cenię szlachtną sztukę śpiewu i uprawiam ją z przyjemnością. Myślę, że skrócimy sobie pieśnią czas i uprzyjemnimy drogę.
— Nie znam niczego, coby więcej odświeżało ciało i duszę, niż pieśń — odpowiedział śpiewak, wycią-
Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.