Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

— Imię jego jest wielkie, lecz zabił wielu moich młodych wojowników.
— Powiedział ci to któryś z kłamliwych mingów, Wielki Tamenundzie — zawołał strzelec. — Nigdy z ręki mojej nie zginął żaden delawar, gdyż serce moje jest z nimi.
Głośny pomruk zadowolenia przebiegł przez zebrany tłum w odpowiedzi na słowa Sokolego Oka.
— Gdzież jest huron — odezwał się Tamenund — który moje uszy napełnił kłamstwem?
Magua, którego uczucia na widok tryumfu Unkasa łatwiej sobie wyobrazić, niż je opisać, wystąpił dumnie przed patriarchą i rzekł:
— Sprawiedliwy Tamenund nie zatrzyma sobie tego, co huron mu powierzył. Jeńcy są moi.
— Powiedz mi, synu brata mego — mówił starzec, zwracając się do Unkasa — zali ów mingos ma do ciebie prawo zwycięscy?
— Przenigdy — odparł Unkas. — Pantera wpadnie w sidła zastawione nawet rękoma kobiety, ale jest dość silna i mądra, aby je stargać.
— A Długa Strzelba?
— Długa Strzelba drwi z mingów. Idź, huronie, i zapytaj swoich wojowników, jak wygląda niedźwiedź.
— A ten obcy i biała dziewczyna, którzy przyszli do mojego obozu?
— Niech droga będzie wolną przed nimi.