Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

wycięcia w pień zawisło nad głową garstki wojowników, zwiększając się z minuty na minutę.
Nagle odezwał się bojowy okrzyk delawarów i salwy karabinowe na tyłach wroga. To Unkas przychodził z pomocą swym przyjaciołom. Huroni, zaskoczeni z dwóch stron, musieli podzielić swe siły i nie będąc w stanie powstrzymać impetu natarcia delawarów, zwolna cofali się w kierunku swej wsi. W gęstwinie obok osiedla bobrów doszło do walki wręcz i huroni mieli już nadzieję powstrzymać zwycięski marsz wrogów, gdy nagle tuż za ich plecami rozległy się strzały.
— To Wielki Wąż! — wykrzyknął Sokole Oko. — Teraz zwyciężymy napewno.
Rzeczywiście, zdezorjentowani mingowie, słysząc wystrzały za sobą, pomyśleli, że są okrążeni i w dzikim popłochu rzucili się do ucieczki. W tejże chwili Czingaszguk i pułkownik spotkali się z Sokolem Okiem i Dunkanem. Powitanie było radosne, lecz warunki walki nie pozwalały na dłuższą rozmowę. W kilku zdaniach wyjaśnił strzelec swym przyjacielom sytuację i zdał komendę nad oddziałem w ręce Czingaszguka, jako wodza delawarów.
Jeszcze raz usiłowali huroni stawić opór przy wejściu do wsi, ale potężne natarcie lenapów pod wodzą mohikan, rozbiło ich i na ulicach obozowiska rozszalała krwawa rzeź.
Magua, widząc klęskę swych ludzi, skoczył w zarośla wraz z dwoma wiernymi wojownikami,