Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

na — założę się, że trafię tego jelenia między oczy, nieco bliżej prawego oka.
Unkas zarwał się na równe nogi i zawołał:
— To niemożliwe! Przecież widać zaledwie końce rogów!
— Tak mówi młody chłopiec — odpowiedział strzelec, potrząsając głową i uśmiechając się do ojca Unkasa. — Czyż myślisz, że gdy widzę choćby tylko kawałek stworzenia, to nie wiem, gdzie znajduje się reszta?
Mówiąc to, podniósł swoją długą strzelbę, przygotowując się do strzału, gdy nagle wódz podbił mu broń.
— Sokole Oko — rzekł Czingaszguk — czy chcesz sprowadzić nam na kark mingów?
— Masz rację, przyjacielu — odpowiedział strzelec — nie pomyślałem o tem. Pozostawiam jelenia twemu łukowi, Unkasie — rzekł do młodzieńca — gdyż w razie przeciwnym irokezi chcieliby niezawodnie wieczerzać razem z nami.
Młody wojownik nie dał sobie tego dwa razy powtarzać i rzuciwszy się w trawę popełzł w krzaki niby wąż. Wkrótce potem usłyszeli obaj myśliwi furkot strzały, wypuszczonej z jego łuku. Raniony jeleń rzucił się z wściekłością na młodzieńca, ale ten uchylił się zręcznie przed grożącym mu ciosem rogów i szybkim ruchem przeciął biegnącemu zwierzęciu gardło. Rzęrząc, upadło szlachetne zwierzę nad brzegiem rzeki, krwią swoją zabarwiając jej wody.