Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

ciółmi króla, to zrobicie daleko lepiej, udając się z biegiem rzeki do fortu Edwarda, w którym bezczynnie siedzi generał Webb, zamiast zabrać się do przepędzenia zuchwałych Francuzów za jezioro Champlain.
— Jak daleko jesteśmy od fortu Edwarda? — spytał jeździec — Dzisiaj rano wyjechaliśmy stamtąd, aby dotrzeć do fortu Williama. Nasz indjanin, który służył nam za przewodnika, zabłądził przy wskazywaniu najkrótszej drogi leśnej i teraz nie wiemy, gdzie jesteśmy.
— Indjanin zabłądził przy pokazywaniu wam drogi leśnej? — rzucił strzelec pytanie tonem największego niedowierzania. — I oto teraz, gdy słońce świeci na korony drzew i gdy strumienie pełne są wody? Hm... byłoby to rzeczą osobliwą. Do jakiego plemienia należy wasz przewodnik?
— Teraz należy do mohawków, ale z urodzenia jest on huronem — odpowiedział jeździec.
— Hu! — wykrzyknęli obaj czerwonoskórzy, usłyszawszy słowo „huron“. Porzucając wszelką powściągliwość, zerwali się na równe nogi.
— Huron — powtórzył Sokole Oko i znowu potrząsnął głową z niedowierzaniem. — Huroni to zdrajcy i łotry.
— Nie pytam pana bynajmniej o zdanie co do charakteru huronów — odparł Heyward, on to był bowiem. — Chcę tylko wiedzieć, jak daleko jest stąd