Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Klaczy nauczyciela śpiewu nie dało się zabrać, bowiem dzięki swej nerwowości mogłaby ona sprowadzić nieszczęście na całe towarzystwo.
— Klacz ta musi umrzeć — powiedział strzelec. — Unkas, gdzie masz twoje strzały?
— Stój! — zawołał właściciel klaczy skazanej na śmierć. — Oszczędźcie życie niewinnej istoty, która nikomu nie szkodzi i krzywdy nie wyrządza.
— Zbyt wielu ludziom grozi śmierć — rzekł strzelec — abyśmy mogli liczyć się z tem. Jeśli pan jeszcze raz tak głośno zaprotestuje, to pozostawię pana na łaskę indjan. Bierz swój łuk, Unkasie, bo nie mamy ani chwili do stracenia.
Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy klacz, trafiona strzałą Unkasa, podskoczyła do góry a potem upadła na kolana. Błyskawicznym ruchem Czingaszguk przeciął jej gardło i zepchnął do bystrych wód rzeki. Przerażone panny Munro z drżeniem przyglądały się tej krwawej scenie, która dała im poznać całą grozę ich położenia. Indjanie ujęli za uzdy pozostałe konie, weszli z niemi do wody i niebawem zniknęli w mrokach nocy. Tymczasem strzelec wydobył z ukrycia duże kanu i opuścił je na wodę. Na jego milczący znak obie młode kobiety wsiadły do tego chwiejnego statku, za niemi podążył major i nauczyciel śpiewu, a Sokole Oko, ująwszy za wiosło, wyprowadził łódkę na środek rwącego prądu rzeki. Przeprawa ta wymagała dokładnej znajomości rzeki i wielkiej zręczności; na każdym kroku czyhały pod-