w czasach naszej młodości. Zbudowaliśmy tu wówczas blokhauz z pni drzewnych, aby ocalić swoje skalpy. Jeśli znaki, które czyniłem sobie, nie mylą mnie, to musimy znajdować się blisko tej drewnianej twierdzy. Być może, że jest ona jeszcze o tyle dobra, iż znajdziemy w niej schronienie.
Bystre oko strzelca nie myliło się. Wśród nieprzeniknionego gąszczu znajdowała się chata zbudowana z grubych pni drzewnych, której strzecha, zrobiona z kory, już od bardzo dawna uległa wpływom niepogody, ale ściany były jeszcze mocne i mogły służyć jako ochrona na wypadek napaści. Obaj towarzysze dawnych walk pierwsi weszli do wnętrza blokhazu. Stare wspomnienia owiały ich odrazu i w myślach ich ożyły minione czasy.
— Bardzo niewielu ludzi wie o istnieniu tęgo blokhauzu — rzekł strzelec do majora, gdy ten pomagał paniom zsiąść z koni. — Możemy nie obawiać się żadnej niespodzianki. Byłem jeszcze młody, kiedy stoczyliśmy tu walkę, i żywiłem różne piękne uczucia. Pogrzebałem poległych nieprzyjaciół i usypałem im ładną mogiłę, którą pan widzi przed blokhauzem.
Dreszcz przebiegł dziewczęta, które słyszały słowa strzelca i z wielkiem wahaniem weszły one do wnętrza chaty, w której mohikanie przygotowali dla nich posłanie z suchych liści. Wyczerpanie i potrzeba odpoczynku zrobiły jednak swoje i młode kobiety zapadły w głęboki sen.
Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.