Strona:James Fenimore Cooper - Ostatni Mohikanin.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

pieru a twarz jego, jeszcze przed chwilą taka poważna i surowa, zbladła i przybrała wyraz bolesny. Usta zadrgały staremu żołnierzowi, głowa osunęła bezradnie na pierś, a list wypadł z ręki. Heyward podniósł list z ziemi i przeczytał go pobieżnie. Najwyższy wódz wojsk angielskich wzywał pułkownika w słowach suchych i twardych, aby poddał fort nieprzyjacielowi, gdyż na pomoc nie może mu posłać ani jednego żołnierza.
— Mistyfikacja jest zupełnie wykluczona — szepnął major, blednąc również. — List jest autentyczny. Znam pismo generała.
— Jaki wstyd sprowadza ten człowiek na moje siwe włosy — zawołał Munro. — Spotyka mnie najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się oficerowi.
— Nie! Nie! Panie pułkowniku — krzyknął Heyward głosem stanowczym. — Jeszcze jesteśmy panami twierdzy i wróg drogo zapłaci za jej zdobycie.
— Dziękuję ci, mój synu! — zawołał pułkownik — za te mężne słowa. Nie mamy tu nic do czynienia. Umrzemy z honorem!
— Panowie — powstrzymał ich generał francuski. — Nie znacie zupełnie Ludwika de St. Veran, markiza de Montcalm, jeśli uważacie, że byłby zdolny wyzyskać ciężkie wasze położenie i upokorzyć dzielnych żołnierzy. Słuchajcie, jakie wam zaproponuje warunki poddania fortu.