o ćwierć mili i biegli, aby go schwytać, gdy usłyszeli wybuch głośnego i dziwnego śmiechu. Bram nie oddał do nich ani jednego strzału. Spuścił tylko z liny wilki. Cudem jakimś kapral Lee nie umarł natychmiast. Gdy Bram zniknął, zdołał dowlec się do domu metysa. Umarł tam wkrótce po tym, a metys opowiedział całą historię w forcie Churchilla.
Po tym czynie Bram zniknął zupełnie i nikt go więcej nie zobaczył.
Ach! gdyby okładka jakiejś książki mogła zamknąć wszystkie koleje jego życia, gdyby jej kartki mogły wyrazić całą okropność, którą wycierpiał w przeciągu następnych czterech czy pięciu lat, zapewne wybaczonoby mu wiele. Bram i jego wilki! Czyż te słowa nie wystarczają, aby wzbudzić dreszcz? Pomyślcie, sam! Sam z nimi! Nikt nigdy nie przemówi do niego. Nie może się zbliżyć do żadnego miejsca, aby pogadać z ludźmi. Brat wilków, człowiek-zwierzę. Wilkołak.
Po upływie trzech lat wszystkie wilczury między jego wilkami zniknęły. Pozostały tylko dzikie wilki, prawdziwe. Bram wysortował starannie szczenięta i zatrzymał tylko wilczki czystej krwi, które wyrosły na wspaniałe i groźne zwierzęta. Musiał zabić te młode wilczki, których nie chciał, ponieważ wzbraniały się przyjąć od niego wolność. Instynktownie odczuwały w nim „nadzwierzę“ i stały się jego niewolnikami.
On sam lubił je, jak one lubiły jego. Zastępowały mu rodzinę, braci, siostry, żonę i wszystkie istoty ludzkie. Spał z nimi, jadł z nimi i jak one cierpiał z głodu, kiedy brakło pożywienia. Były dla niego towarzyszami i ulubieńcami. Kiedy wyczerpał się zapas mięsa, puszczał swoją sforę na tropy renifera albo łosia, jeśli jakiś znajdował się w jego okolicy. Często w czasie polowania przebiegały kilkadziesiąt mil. Ale on doganiał je szybko i zawsze, kiedy przybywał, zostawało z łupu dosyć mięsa na kościach.
Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.