skórzany z futerałem, a w futerale był rewolwer! W owej chwili było to więcej warte, niż sztaby złota!
Filip przypasał sobie natychmiast pas. Pas ten wyładowany był cały nabojami w liczbie czterdziestu. Dwa rzędy nabojów przeznaczone były dla strzelby, wśród nich kule dum-dum z miękkimi końcami. Jeden rząd dla rewolweru. Rewolwer, cały wyładowany, był dobrego kalibru, numer 0.303, a strzelba najnowszego systemu.
Zbliżył się do drzwi i zawołał silnym i groźnym głosem:
— Możecie teraz przyjść, potwory! Nie lękam się was odtąd. A więc, chodźcie bliżej! Przystąpcie! Pierwszy który się zbliży może być pewny, że za minutę będzie trupem!
W ciszy rozległ się inny krzyk, pochodzący z niewielkiej odległości. Była to odpowiedź na wyzwanie, rzucone przez Filipa.
Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.