Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

wa? Co się jej wydarzyło? Dlaczego w chwili, gdy ją spotkałem, była w towarzystwie Brama Johnsona? Muszę się dowiedzieć od ciebie. Ponieważ rozmawiasz z nią, musisz o tym wiedzieć...
— Czynią istotnie przygotowania do walki, — przerwał mu Olaf, nie odpowiadając natychmiast na pytania Filipa. — Gotują jakiś diabelski plan. Spójrz na te formujące się grupki. Niektórzy idą z olbrzymimi pniami drzewa. Podczas gdy część pozostaje w ukryciu, za wzgórkiem, inni posuwają się ku chacie. Pnie drzewa posłużą im za tarany.
Urwał i westchnął głęboko. Potem ciągnął dalej:
— Calkins, Harris i O’Flynn zginęli podczas zasadzki, o której opowiem kiedyś, po zaciętej obronie. Przez siedm dni uciekałem przed hordą, która mnie ścigała i wpadłem na obóz, w którym przebywał Armin z córką i dwaj inni biali. Byli to Rosjanie. Dwaj Kogmollocy z zatoki Couronnement służyli im za przewodników. Szli na południe. Ale nazajutrz dognała nas zgraja małych demonów pod dowództwem Blakea i wzięła nas do niewoli. Niespodziewanym zupełnie zbiegiem okoliczności błąkający się Bram Johnson, przybyły Bóg wie skąd, zjawił się w owej chwili. Dla naszych Eskimosów Bram jest istotą nadprzyrodzoną, potwornym diabłem, a każdy z jego wilków wcielonym demonem. Łotrzy gotowali się do zabicia nas czterech, mnie i trzech mężczyzn, natomiast Blake zamierzał zabrać dziewczynę. Ale pędraków tych przeraził Bram Johnson, usiadłszy za nimi i przeszywając ich swoim wzrokiem. Wzrok jego sparaliżował ich ruchy. Aż do następnego dnia nic się nie stało. Bram wciąż nie odchodził. Zauważyłem, że znalazł na śniegu jeden z długich, złotych włosów Cecylii i przypatrywał mu się miłośnie. Widząc, że zbliżam się do niego, mruknął