Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
XXVI.
Hołd Brama dla księżniczki.

W kilka chwil później, Filip oddał swój strzał do najbardziej zbliżonej grupki. Dym przyćmił wąską strzelnicę. Kiedy się rozwiał, Filip zobaczył, że strzał był celny i że druga czarna postać leżała na śniegu.
— Świetnie! — mruknął Olaf.
Szło naprzód pięć grupek Eskimosów, niosąc w rękach pnie drzewa. Dwaj obrońcy jęli znów strzelać w pierwszą grupkę i czterech Eskimosów zwaliło się na ziemię. Dwaj pozostali porzucili swoje pnie.
Filip naładował broń i w owej chwili zobaczył, że Cecylia stała koło niego. Przyłożyła oko do otworu i przyglądała się walce. W ostatnim akcie rozgrywającej się tragedii zaczęła okazywać odwagę, a rumiane, wpółotwarte jej usta, za którymi połyskiwał rząd lśniąco białych zębów, zdawały się przyrzekać jej obrońcy wspaniałą nagrodę po odniesionym zwycięstwie.
Rozległ się głos Szweda:
— Było ich sześć. Inni cofnęli się i ukryli za pagórkiem. Będą strzelać do nas salwami. Baczność!
Filip dał znak Cecylii, że trzeba stanąć przy ścianie przeciwległej, ponieważ przy gwałtownej strzelaninie Eskimosów kule mogą przebić ściany chaty. Ustawił ją koło nagromadzonego zapasu drzewa, podobnie jak starego Armina, który czuwał przy drzwiach z kijem w ręce.