Strona:James Oliver Curwood - Złote sidła.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.
Kogmollokowie.

Kogmollokowie! Najokrutniejsi, mali demoni, o sercach zimniejszych niż lody, wśród których żyją!
— Wybacz, moja droga, mój gwałtowny ruch i krzyk, który mi się wyrwał z ust, — rzekł Filip. — Ale nawet na drugim końcu świata poznałbym tę broń. Widziałem jak wyrzucali ją, jak strzałę, na odległość stu jardów. Nie mają sobie równych w zaciekłości wojennej, jak również w łowieniu kobiet i sprzedawaniu ich. I mam wrażenie, że pilnują okna.
Ale Cecylia, nie rozumiejąc nawet, co on mówi, była nie mniej przerażona widokiem martwego wilka i dzirytu, tkwiącego w jego ciele. Chwyciła jeden z rysunków, leżących na stole i podała go Filipowi. Był to jeden z tych, na którym przedstawiona była walka.
Wszystko się wyjaśniło.
— A więc, — rzekł drżącym głosem, — ciebie chcą dostać. Umierają z pragnienia. Nie przypuszczałbym, aby się zapędzili tak daleko na południe. Nabili sobie tobą głowę.
Spojrzenie Cecylii nabrało znów śmiałości, a widząc jej spokój, Filip odzyskał zimną krew. Oczy młodej ko-