Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

— Stracona na zawsze! — szepnął. — Opętał ją i znak Bestji na nią położył! Cud chyba mógłby ją ocalić.
Wnet jednak dodał, poprawiając poprzednie słowa:
— Kiedyż jednak, jeśli nie teraz godzi się oczekiwać cudów?
Nie miał jednak czasu myśleć więcej o Edycie, pobyt jego bowiem w obozie Rabbiego dobiegał końca i zajęcia mnożyły się. Miał rozkaz przekonać się dokładnie o wszystkiem, co tam się działo, doczekać przybycia owego pustelnika, który kazał w przedmiejskiej kaplicy, a potem zaraz przybywać ze sprawozdaniem do Rzymu. Dopełniwszy też co do niego należało, puścił się w drogę.
Odbywał ją w przebraniu, gdyż duchowieństwo nie podlegało już wprawdzie proskrypcji, ale było zawsze celem nienawiści i szykan zarówno ze strony władz jak i przeciętnej publiczności.
Z południowej strony Alp nastrój ten się zmienił. Ojciec Wincenty był we Włoszech przed dziesiątkami lat i zdumiał się, spostrzegając dokonany w tym czasie zwrot w pojęciach. Zrozumiał skargi, jakiemi od pewnego czasu rozbrzmiewały radjoagencje i dziennikarskie fonografy. Istotnie republika italska okazywała się mocno podatną klerykalnym wpływom. Czuł to na każdym kroku, ilekroć dotknął ziemi. Tłumy ludu przepełniały świątynie, coraz gromadniej wracające do pierwot-