nego przeznaczenia. Na błoniach pod miastami kształciły się w mustrze pułki skautów i strzelców pod sztandarami z Konstantynowem godłem „In hoc signo vinces!“ Zastępy młodzieży szkolnej maszerowały na wycieczki i gimnastyczne ćwiczenia pod przewodnictwem nauczycieli i pod tem samem godłem, które stało się znamieniem, odróżniającem czynnych chrześcijan od innych. Znamię to spotykało się wszędzie: na sklepach, na towarach, na lokalach związków, na drzwiach domów i mieszkań. Niedawno cel szyderstwa i prześladowania znamię to wyzyskiwała dziś spekulacja i próżność, bo pociągało za sobą szerokie koła i zapewniało powodzenie. Ksiądz miał wrażenie, że oprócz środowisk urzędowych całe Włochy stanęły już lub staną niedługo pod znakiem krzyża, i pochylał głowę z niemem dziękczynieniem.
— Co tu było przed dziesiątkiem lat, a co jest dziś! — mówił sobie zdumiony i pełen otuchy.
Rzym przewyższył jego oczekiwania.
Połowa świątyń pozostała wprawdzie w rękach rządu lub prywatnych nabywców, resztę jednak rozsadzał tłum. Mimo rządowych zakazów procesje pokutne przebiegały we wszystkich kierunkach miasto, na rogach ulic, jak niegdyś za papieskich rządów stawali na prowizorycznych wzniesieniach kaznodzieje, w gorących słowach wołając do ludu, by się nawracał; oba brzegi Tybru brzmiały
Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.