Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— Która zasłania dostęp do miasta od strony Oświęcimia, — podchwycił Finkelbaum.
— I jedno z dwojga: albo przejdzie na stronę robotników, gdy się zbliżą, albo wystrzela ich z karabinów maszynowych. W pierwszym wypadku nie potrzebujemy o nic się troszczyć, bo los nasz rozstrzygnie się w godzinę później; w drugim będzie z nami to samo, tylko w poprawniejszych formach: elektryczność zamiast rozszarpania żywcem! Bo przecie nie wyobrażacie sobie, mili przyjaciele, żeby Rabbi pomyślał o zasłonięciu nas przed pomstą ludu?
Odpowiedziało mu głuche milczenie.
— Poco zresztą bawić się w kombinacje i przewidywania? — ciągnął dalej nielitościwy szyderca. Czy nie prościej wyciągać konsekwencję z faktów? A toż przecie fakty: we wszystkich państwach bałkańskich i w Budapeszcie, a teraz i w Wiedniu lud zaczął od tego, że zmiótł kapitalistów i po ich trupach poszedł na spotkanie władcy. Gdzie zaś próbowano obrony, tam represje przybrały charakter dzikości, jakiego nie miały najgorsze czasy komuny. Przypomnijcie sobie tylko, co działo się w Belgradzie! Brońcie się tedy, brońcie, patres conscripti! I owszem! Mnie tam wszystko jedno! Profesor Kwaśniewski nie zdążył zrobić ze mnie chrześcijańskiego męczennika, choć miał na to apetyt, teraz wraz z kochanym szwagierkiem sam spróbuje, jak to może smakować męczeństwo!