Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

nie z hostjami, konsekrowanemi przez chrześcijańskiego kapłana. Wkoło niego paliły się niezliczone światła, szeleściały wiatrem poruszane chorągwie i kadzielnice, podnoszone miarowo przez setki rąk, tworzyły jakoby wonną zasłonę, otulającą go przed oczyma widzów. I wówczas z poza tych dymów, z wysoka odzywał się głos, potężny jak grom, a słodki jak srebrnych harf dźwięki. Mistrz. Prorok, bóg przemawiał do swoich wiernych.
Edyta nie opuszczała nigdy scen tych, z których każda napełniała serce jej niebiańską słodyczą. Ukryta za firanką w kącie otwartego okna wprost ołtarza łowiła uchem dźwięki srebrnych trąb i hymnów, któremi na cześć boskiego wysłannika rozbrzmiewało powietrze. Przed oczyma jej roztaczał się obraz przedziwnej piękności... Na dziedzińcach pałacowych i na Ringach, daleko, jak oko mogło sięgnąć, klęczał tłum bez porównania liczniejszy niż niedawno pod Budapesztem. Tysiące barwnych sztandarów rozwiewało się na tle niebios, żywością barw bawiąc oko. Wysoko ponad tem morzem ludzkiem świecił blaskiem złota i diamentów ogromny ołtarz; w niszy, ku której podnosił go w mgnieniu oka mechaniczny aparat w obłoku kadzielnych dymów, stał on, umiłowany, cudny, boski! I oto widziała, jak czołgały się przed nim wszystkie wielkości świata, jak hołd mu składali przedstawiciele wszystkich krajów i wszystkich rządów, jak padali przed nim na twarz rabini żydowscy, obwiesz-