Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

mowładny Zeus, i wojowniczy Odyn i Moloch krwi chciwy i wszystkie bogi, którym kiedykolwiek kłaniała się ludzkość — oni wszyscy mieli przy sobie lub obok siebie niewiastę, czyli to była lubieżna Afrodyta, czy kąpiąca się w srebrze wstydliwa Diana, czy matka wszelkiego życia Tanit, wszystko jedno! Zawsze z męską siłą kojarzyła się niewieścia piękność, w słabości swej czerpiąca czar i siłę. Rozumieszli mnie?
Ona pochyliła głowę i znów wpatrzyła się w jego oblicze, w którem widziała rozwarte przed sobą niebo.
— A On czy uczynił inaczej? — mówił dalej mistrz. — On podniósł ku swym wyżynom dziecko ziemi, dziewicę, która stała mu się matką, postawił ją pomiędzy swoją wielkością a padołem łez, jakim z Jego winy stała się ziemia. Sam zbyt był wielki, by majestat Jego znieść mogły oczy, stworzone z nicości, ta kobieta przysłoniła jego blask, pozwalając stworzeniu patrzeć w Stwórcę. Tak zaciemnione szkło pozwala nam spojrzeć w słońce, którego blasku nie było w stanie znieść oko!
Edytę przebiegł dreszcz. Na jakichże zawrotnych wysokościach ulatywała, unoszona władną dłonią boskiego męża! Ale mogłaż się dziwić? Nie byłże wszechmocnym, nie byłyż mu posłuszne żywioły, słońce, i ziemia, i niebiosy? A skoro podniósł ją ku sobie, nie stałaż się tem samem wielką, a świętą i ona?