Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Mistrz zaś mówił dalej, głosem nabrzmiałym pychą.
— Mnie nie zmuszono do poddania się próbie pokory i znikczemnienia, przed którą nie cofnął się tamten. Nie nosiła mnie w żywocie swym niewiasta. Ciało, które noszę, wypożyczył mi jeden z wiernych sług, niegdyś ziemski wędrowiec, dziś mieszkaniec chwalebnej pana mego otchłani i jest to szata jeno złudna jak wszystko, co danem mi jest czynić na tem spodlonem grzęzawisku ziemi, mnie, duchowi nieśmiertelnej i nadziemskiej piękności i mocy. W tej odmowie poniżenia była wielkość, ale było w niej i źródło słabości. Sam jestem na ziemi, jako pan mój sam jest w otchłani i w bezmiarach wszechświata. I lud mój nie ma pośrednika między wielkością mą a swoją nędzą! A tamten ma oną niewiastę, której dawał przez chwilę imię matki... Więc dla mnie potrzeba, by związała się ze mną dziewica niepokalana, którą uczynię mistyczną oblubienicą moją i na majestat mój podniosę, i uczynię orędowniczką ludzi przed tym majestatem. Przede mną niosą kadzidło, tobie nieść będą róże i słodką pieśń, i ciche westchnienie serc znużonych walkami życia. I staniesz się promiennem ogniwem, które połączy ziemię z niebem!
Edyta słuchała milcząca, pogrążona w słodkiej, napół sennej ekstazie. Tęcze przesuwały się przed nią, światy chyliły się do jej stóp... A tam w górze wyżej, niż myśl dolecieć