Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

mierał w piersiach. Rozumiała przecie, że kto tak wysoko stoi, ma względem stojących niżej obowiązki, i obowiązkom tym czyniła zadość, choć czynić to musiała kosztem własnego serca. Ale on był dobrym i nie zamykał jej ust rozkazem milczenia. Owszem, tłumaczył jej wszystko tak szczerze! Mówił jej, że państwo, które utworzył dla ratowania ludzkości i zdobycia dla niej szczęścia, podminowane jest ze wszech stron i otoczone siecią intryg i spisków. Z knowań tych żadne nie przedostało się na jaw i żaden ze spisków nie wybuchł, bo czuwa nad niemi oko władcy i mądrość jego zapobiega zawczasu złemu, podcinając je w korzeniu, ale cóż stąd, że jeden chwast zostaje wypleniony, kiedy wnet na jego miejsce wyrasta drugi, i trzeba nowych winowajców obezwładniać i karać.
Bo cofać się przed karą znaczyłoby nie odrąbywać dachu, zajętego pożarem. Kto ma powierzone sobie rządy, na tym ciąży powinność tępienia tego, co zatruwa dusze i podkopuje dobro ogólne. Tę powinność on, Gesnareh, spełnia i spełniać będzie, niech to boli, jak chce i niech wrogowie kłamliwie przypisują tej samoobronie charakter prześladowania religijnego.
Tak odpowiadał Rabbi na stawione mu pytania. Edyta wiedziała dobrze, że słuszność po jego stronie, wiedziała nim począł się tłumaczyć. Ale wiedziała i to, że żadne tłumaczenie nie przekona uprzedzonych. I serce jej ściskało