Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ to zaklęty wróg Najświętszego! Naiprzewrotniejszy z opornych!
— Właśnie dlatego!
— Niepodobna!
— Więc nic z umowy!
Dyrektor przychylił się ku niej pokornie, a natarczywie zarazem.
— Czy nie możnaby kogoś innego zamiast niego?
Potrząsnęła głową.
— Czy mam odejść? — spytała nerwowo.
— Nie! O, nie! Sprowadzę go!
Chwilę później stał przed nią dwudziestokilkoletni młodzieniec, o wybitnym madziarskim typie, śniadej cerze i płomieniejących oczach. Wiedział, kogo ma przed sobą. Z początku spoglądał na Edytę podejrzliwie i odpowiadał jej półgębkiem, powoli jednak ożywił się i rozjaśnił.
Wkońcu uwierzył zupełnie jej szczerości i począł z nią mówić jak z siostrą.
Opowiadał jej o początkach działalności, która miała zatoczyć tak szerokie kręgi i przeciwstawić się bezpośrednio Rabbiemu. Było to kółko młodzieży pod godłem labarum. Parę lat pracowało grono to w cichości, prześladowanie wywołane przez Gesnareha zmieniło słabo tlejącą iskierkę w pożar. Było coś nadludzkiego w tym porywie, który naraz ogarnął stolicę, prowincję, miasteczka i wioski.
Kwiat młodzieży garnął się do tego zastępu, który przemożnego wroga zwyciężał nie