Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rywala? w czem?
Panienka śmiała się dalej ubawiona.
— Ach, bo wyobraźcie sobie tylko, było u nas jak zawsze kilku panów z giełdy na śniadaniu i opowiadali, że pojawił się prorok, słyszycie? prorok w naszych czasach!
— Prorok? — zagadnęła Edyta. — To bardzo ciekawe!
— Tem ciekawsze, że prorok ten głosi identycznie te same piękne rzeczy, z powodu których próbowano pana wyrzucić z siodła, na szczęście daremnie.
— Jakto — daremnie? — zapytali równocześnie Strafford i Edyta.
— Ano tak, bo przecie to wszystko, co było rozumnego w senacie wpłynęło na Radę Dziesięciu, która zdecydowała, że do człowieka tej miary, co Strafford, — kłaniajże się pan! nie można stosować takiej cenzury, jakiej podlega pierwszy lepszy gryzipiórek i bakałarz, i że na pewnych bardzo wysokich stanowiskach umiarkowana fronda jest tem samem, czem sól w potrawach.
— To musiał ojciec pani powiedzieć, — uśmiechnął się młody profesor — a i to rozumiem, że on to wielkim swoim wpływem przeprowadził zwrot ten tak w dzisiejszych czasach niezwykły.
— Papa mówił istotnie, że nie przyszło mu to łatwo z tem zwolnieniem od cenzury. Papa mówi, że między tymi panami są takie zakute głowy!