Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

też sposób tłumaczył jego cuda. Wrażenie to wzmocniło się przy zetknięciu osobistem i przybrało cechy szczególnego niesmaku, gdy charakter Proroka począł odsłaniać się coraz to bardziej. Już w pierwszych dniach pobytu w Budapeszcie sąd Strafforda o wielkim uwodzicielu był ustalony, a po uzdrowieniu Edyty całe jego pragnienie skupiało się w jednem słowie: w ucieczce od Gesnareha. Ale wówczas stanęło na przeszkodzie uczucie młodej kobiety dla człowieka, który ją ocalił i podbił. Czy to była sugestja, czy miłość — w każdym razie to było oczywiste, że Edyta nie zależała od siebie. Strafford byt wobec tego faktu bezsilny. Z krwawiącem się sercem musiał rozstać się z siostrą i zostawić ją w mocy człowieka, którego miał za nikczemnika. Co więcej zamiast cisnąć mu w oczy całą swą nienawiść i pogardę, zmuszony był pozornie przynajmniej poddawać się jego władzy, owszem, wziąć we władzy tej wydatny udział. Czynił to zaś, chcąc w ten sposób ochronić kraj własny od strasznych następstw zwycięstwa Rabbiego. Postawił bowiem za warunek przyjęcia zarządu oświatą i komisarjatu w Polsce nieograniczoną dla siebie władzę. Władza ta chroniła Polskę przed zawartością puszki Pandory, którą we wszystkich innych krajach, zdobytych przez Gesnareha, otwierali skwapliwie jego adepci, popierani przez fanatyków wolnomularskich w rodzaju Kwaśniewskiego.