Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

szczerością. Powiem mu, żeś tu była, żeś mi wykradła blankiety i podrobiła podpis. Przeprosisz mnie listownie i dodasz pod wielkim sekretem, że udajesz się do Sztokholmu, Helsingforsu lub Petersburga. Wyszlę twym śladem pogoń, która wróci z niczem. Gdyby to nie wystarczyło dla rozwiania jego podejrzeń, zginę, jak inni giną. W tych czasach to jedno pozostało dla porządnych ludzi!
Ona wpatrzyła się weń z bolesną troską.
— Ale sam ręki do tego nie przyłożysz? — szepnęła.
— Nie! Obiecuję ci to! Wytrwam!
— O tak! Wytrwaj! A potem uciekaj w ślad za nami! Oni mówią, że ten człowiek Alp nie przejdzie.
Stratford ruszył ramionami.
— Nic go nie wstrzyma! — odrzekł cicho. — Ale gdybym mógł, przybędę. I ginąć lepiej razem!
Edyta przytuliła się do brata gorącym uściskiem.
— Bo wiesz — szepnęła bardzo cicho. — Ja już do nich przystałam całkiem. I chciałabym, chciałabym tak bardzo...
— Bym i ja uczynił tak samo? — uśmiechnął się.
— Tak, Harry mój, o, tak! Ja wiem, że mogę stać się przyczyną twojej zguby i narażam cię na nią dobrowolnie, byle wyrwać się z pętów tego szatana: niechże przynajmniej